7 maj
Z Rudakowa wyjechaliśmy ostentacyjnie żegnani przez wszystkich z kwiatami w ręku, odprowadzani przez Ciocię Helę, Oleńkę i pana Stanisława [Wańkowicza]. Ostatniego dnia byli u nas państwo Gordziałkowscy i państwo Wańkowiczowie i pan Juljusz już z ostatniem pożegnaniem; tak chciałam mu podziękować za wszystką muzykę, którą od niego słyszałam i która sprawiła mi tyle przyjemności i tyle chwil osłodziła, ale tak jakoś słowa uwięzły mi w gardle i nic wymówić nie mogłam; więc tylko prosiłam ciocię Helę by mu odemnie podziękowała. Całą drogę jechaliśmy dosyć swobodnie i przyjemnie. W Mińsku musieliśmy się zatrzymać na kilka dni dla załatwienia rozmaitych interesów: zakupienia nasion i niektórych narzędzi rolniczych, a także by się wystarać pozwolenia na przewóz rzeczy. W Mińsku chcieliśmy być wszyscy u spowiedzi, gdyż nas tak nastraszyli, że przez Mołodeczno jest bardzo niebezpiecznie jechać, ale tak nam zeszło z temi interesami, że już nie zdążyliśmy. Przez Mołodeczno przejechaliśmy zupełnie spokojnie, zupełnie jakby to nie było tak blizko pozycji [frontu]. Zabraliśmy ze sobą Frygę, Ralfa (dwa foksy), Szarotkę (kot co umie służyć) i jedną kurę. Wszystko to jechało razem z nami i zachowywało się bardzo grzecznie; kot i kura w koszyczkach, Fryga na smyczy, a Ralf na rękach. I tak szczęśliwie dojechaliśmy aż do ostatniej stacji Podświla. Ralfusia puściliśmy w damskim pokoju pobiegać; wszyscy sobie gdzieś powychodzili, a ja zostałam na kanapce, ale spać mi się zachciało więc zasnęłam. Gdy się obudziłam nie było już ani rzeczy, ani Ralfusia. Okazuje się, że rzeczy wzięli na furmanki, a Ralfuś wyleciał na platformę i jakieś dziewczyny ukradły go. Podnieśliśmy zaraz alarm i naznaczyliśmy 5 rubli temu, kto go znajdzie, a sami pojechaliśmy na trzech furmankach do Potoku. Za parę dni znalazł się Ralf. Okazało się, że tutaj w chacie leśnika nie możebne jest mieszkać na zimę, więc postanowiliśmy zaraz przystępować do budowy domku, z początku małego, aby tylko zimę przeczekać, a potem będzie się dobudowywać. Jest już zrobiony plan specjalny, żeby można było potem bez znaku dobudować. Zrobiony też jest plan ogrodu, którym mam ja się zająć. Wzieliśmy się już gorliwie do roboty i jest już obsadzony jodełkami kląb do objazdu, na środku jest już posadzona lipa, a naokoło będzie czeremcha, potem bez lub jaźmin, w taki sposób uformuje się taka grupa pachnących drzew i krzewów. [Podobnie było w Tarnowie] Postaram się narysować tu ogólny wygląd domku i kląbu.
Nie wiedziałam wówczas, że widzimy sympatycznego, kochanego „Pa”-pana Chaillet po raz ostatni – paru latach zachorował bardzo ciężko i zmarł w Moskwie z dala od rosyjskich swoich krewnych, dzieci i przyjaciół – w Moskwie w czasie rewolucji w 1917r. jako dyrektor fabryki lamp elektrycznych. Po raz ostatni widzieliśmy też p. Juliusza Makłowskiego, który nam dał tyle zadowolenia duchowego przez swoją piękną, uczuciową, artystyczną muzykę na skrzypcach i tyle wesołości wprowadzał w całe nasze towarzystwo, przez swój dowcip. Zmarł już po roku w Krakowie.
- 11 - |