27 czerwca
Wczoraj otrzymałam list od Lali – już wróciła z Moskwy i dowiedziała się ku wielkiej naszej uciesze, że egzaminów zdawać nie trzeba. Cóż za szczęście! Lekcje zaczynają się 22 sierpnia, ale my z Lalą pojedziemy zapewne wcześniej, bo nie wiadomo jeszcze gdzie mieszkać będziemy, gdyż jakoby żadnych internatów nie ma a Lala też i dla tego, że ich wszystkie dzieciaki będą zdawać egzamina do szkół. Ach, jak ja już czekam jesieni, żeby prędzej uczyć się, tak już stęskniłam się do tego. Dziś w nocy długi czas zasnąć nie mogłam, po otrzymaniu tego listu – ciągle myślałam o tem jak to ja pojadę do Moskwy, gdzie się spotkam z Lalą i w ogóle jak to tam będzie? Strach mnie tylko ogarnia co to będzie z tą flotą! To budowanie domu tak strasznie drogo kosztuje, że może do jesieni nie wystarczyć i co wtenczas będzie? To tylko mnie pociesza, że Tatuś teraz jest korespondentem jakiejś syberyjskiej handlowej gazety i będzie otrzymywał 75 rb. miesięcznie, tylko, że z Syberią tak trudno się skomunikować, więc choć Tatuś pierwsze wiadomości już posłał, ale pieniędzy spodziewamy się jeszcze nie prędzej jak za miesiąc i to Tatuś mocno się obawia, czy to nie jest jakie naciąganie i czy oni po otrzymaniu wiadomości z dwóch miesięcy i ogłoszeń na jakieś 20 rb. nie zadowolnią się tem i pieniędzy wcale nie przyszlą? Jeżeli to nie okaże się naciąganiem to wówczas i Matula będzie mogła być korespondentem gazety z Teodozji, gdyż też otrzymała propozycję na 55 rb. a więc 130 rb. wystarczyłoby nam tu doskonale, jeżeli tylko to nie okaże się naciąganiem! Budowa domku posuwa się nie zbyt prędko, gdyż ciągle przeszkadzają deszcze, a i świąt dużo, a naród tu taki hultajski, że jeżeli jest katolickie święto, to i prawosławni świątkują „do towarzystwa”, a jeżeli prawosławne, to i katolicy świątkują; ale to oni są hultajscy tylko pod względem świątkowania, gdyż tak w ogóle pracują nieźle i Tatuś z nich jest zupełnie zadowolony – pracują od wschodu do zachodu i obiady jedzą bardzo krótko, tak że Tatuś nigdy nie zdąży zjeść, a oni już poszli do roboty. Nareszcie już mamy służącą – Malwinę; wydaje się, że będzie dobrą, bo jest prędka i chętna, a to najważniejsze. Przed paru dniami urządzaliśmy tłokę na wożenie kamieni – przywieźli 100 wozów. Bardzo dużo nam to znaczy, bo kiedy by to nasz „Krzywy” [jedyny koń] naciągał, a tak w jeden dzień mamy od razu dużo, ale jeszcze w każdym razie i dużo brakuje, żeby było na cały fundament. Ale też i dużo miałyśmy pracy przyrządzić im jedzenie na cały dzień – był postawiony duży stół na dworze i obok niego długie ławy, a więc wyglądało to jak majówka. Z przyjęcia wszyscy byli ogromnie zadowoleni, gdyż było „po pańsku” - każdy miał swój oddzielny talerz, nóż, widelec i łyżkę, nie drewnianą, ale srebrną, a potrawy były dobre, bo wszystko pływało w sadle i było dużo! A więc byli zadowoleni, że teraz dopominają się, żeby drugą taką tłokę urządzić.
Jest już zrobiony cały szkielet domu i teraz nabijają poprzeczki na dach. Tak przyjemnie chodzić po ażurowych belkach, a tak wydaje się wszystko wysoko po tutejszych nizkich chatach, że wszyscy ludzie się dziwią i mówią, że to nie potrzebnie tak wysoko, a to jest tak sobie zwyczajnie jak we wszystkich porządnych domach mieszkalnych. Z jednym tylko fundamentem wyszła bardzo niedobra historja, bo nie było na czas dosyć kamieni i trzeba było stawiać cały dom oparty na tymczasowych belkach, a fundament podmuruje się potem, ale to właśnie bardzo utrudnia robotę, bo zawalają się jamy pokopane na fundament i piwniczkę pokojową, a potem trzeba będzie tracić czas i odkopywać je na nowo.
- 16 - |