2 września. w wagonie
Jestem w drodze do Moskwy. Przed wyjazdem tak nie było czasu, że nic nie napisałam o sobie. Przeszłym razem zaczęłam pisać o lekcjach moich, ale nie skończyłam, bo przyszła wówczas Adelka Kosobudzka na lekcję: otóż tak się szczęśliwie składa, że będziemy się uczyć w szkole Prozorowej, która w tym roku otwiera się w Moskwie! Ogromnie jestem z tego rada, bo zawsze to nie będzie tak obce, zawsze to twoje gimnazjum, w którym się 5 lat przebyło; co prawda to ono będzie tylko niby takie same, a w rzeczywistości zupełnie inne, gdyż po pierwsze gmach inny, nie te stare, znajome kąty, zajęcia wieczorne, z koleżanek tych samych prawdopodobnie ani jednej nie będzie, nauczycielek też pewnie dużo się zmieniło, wiem tylko, że mademoiselle jest i że Lidki i Perebiły nie ma – jak to świetnie! Teraz chcę jeszcze trochę napisać o swoim wyjeździe. Moja uczennica Adelka Kosobudzka z braciszkiem bardzo czule mnie żegnali i przychodzili aż 2 razy ze mną się żegnać, Adelka przyniosła mi na drogę 2 sery i ze 2 f masła, a ja jej dałam ładną wstążkę na pamiątkę, a Antosiowi dużo obrazków, starych pudełek, pustych szpulek, jednym słowem „wielkich skarbów”. Artiochowa, Albina, Jadwinia, Malwina i Sabinka też bardzo się ze mną żegnały serdecznie.
Ach, zapomniałam zapisać jedną bardzo dziwną wiadomość, którą nie tylko dzienniczku, ale i w kominie warto by zapisać, a mianowicie, że do nas tydzień przed moim wyjazdem przyjechali goście! – pani Marja Rudnicka i pan Walerian Bułchak; oboje bardzo sympatyczni, obiecali, że będą do nas przyjeżdżać. I my i oni bardzo żałowaliśmy, że się wcześniej nie znaliśmy - u nich jest bardzo wesoło, dużo młodzieży przez całe lato urządzali rozmaite majówki, wieczorki, konne jazdy i nas to wszystko minęło! Ogromnie oni żałowali, że ja wyjeżdżam i namawiali koniecznie żeby jeszcze na jaki miesiąc zostać, to oni jaką frajdę specjalnie dla mnie urządzą, ale naturalnie nic z tego, bo ja musiałam koniecznie jechać, żeby się na lekcje nie spóźnić. Ja zawsze tak chciałam uczyć się tak, żeby samej mieszkać i w ogóle, żeby samodzielnie o wszystkim myśleć, ale nie wiedziałam, że to jest tak trudno z rodzicami rozstać się. Najwięcej szkoda mi Matuleńki, że sama jedna została, bo Tatuś zawsze więcej przyzwyczajony do samotności, bo przecie w Rudakowie tyle czasu mieszkał sam jeden, a teraz ma jeszcze Matuleńkę, a Matula nigdy się z nami nie rozstawała; ani na chwilę zapomnieć o tem nie mogę. A i mnie samej tak się jakoś dziwne wydaje, że to ja sama jedna jadę; zwykle jak coś zobaczyłam ciekawszego, czy coś się stało, to zaraz „Matuleńku, proszę zobaczyć” mówiłam, a teraz nie ma do kogo słowa przemówić, tembardziej, że jadę samiutka jedna w całym przedziale. Biedni Rodzice i o to się strasznie martwili, że ja tam będę mieszkać sama jedna, bo Lala przecież mieszka razem z matką i Zulką w jednym pokoju, a dla mnie starają się o mieszkanie, ale to zapewne będzie gdzie indziej i trudno i to jeszcze tem gorzej, że trzeba będzie do szkoły wieczorem samej jednej chodzić, co prawda ta i ja tego trochę się boję. Do Połocka z Tatusiem przyjechaliśmy końmi – 65 wiorst – jest to ogromnie męczące, bo naturalnie o spaniu i mowy być nie może, ale przynajmniej pewne – na Podświle zdajesię, że nie puszczają. Biedny T. sam jeden został w nocy na peronie, a ja sama jedna pojechałam w tłoku. Od Połocka do Smoleńska było ogromnie ciasno, wiele pasażerów stało w przejściu; ja na szczęście miałam miejsce siedzące, ale spać znowu nie można było, ale za to od Smoleńska przesiadłam się na drugi pociąg i tutaj jest świetnie, całą noc wygodnie spałam, a teraz jadę z paradą samiuteńka – jedna w całym przedziale, jest to już nawet „za świetnie”. Jest teraz 9 godzina rano, a w Moskwie będę o 6 po poł. więc nim przyjadę do p, Kadenacych będzie chyba za późno, żeby dziś jeszcze wieczorem pójść do szkoły, a zresztą nie wiem, może i zdążę.
- 24 - |