Pamiętnik Niny 1916-1919

Drugim razem było znowu zdarzenie innego rodzaju. Poszliśmy po kolacji we trójkę na spacer, jak zwykle; lecz ponieważ na ganku spotkaliśmy Kamericka, więc zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy rozmawaiać i tak jakoś wyszło, że Kamerick zaczął opowiadać o swojej podróży do Japonii, o tamtejszych zwyczajach bardzo długie historje; ja z początku słuchałam, ale pxotem były takie jakieś niezrozumiałe słowa, że straciłam wątek i przysłuchiwałam się tylko machinalnie dźwiękom; raptem zauważyłam, że pan Albert ciągle mówi „Ahm, ahm, ahm” - tak mi się to wydalo śmieszne, że parsknęłam śmiechem i zaczęłąm od tego czasu liczyć wiele razy on to powie no i przez parę minut naliczyłam z górą 30 razy; jak tylko Kamerick poszedł, my też poszliśmy za bramę na spacer i pan Albert zapytał się czemu ja śmiałam się, więc opowiedziałam mu z czego. Wszyscy jakoś śmialiśmy się z byle czego, jak to czasem bywa i bxyliśmy w dobrych humorach. Za bramą zatrzymaliśmy się na rozdrożu przy płocie i rozmawialiśmy sobie i ja myślę sobie: „Co ja mam stać, siądę lepiej na płocie” no i zapakowałam się na najwyższy szczebel; pan Albert śmieje się i mówi: „O jaka pani egoistka, sama sobie siadła, a my stoimy” - więc ja mówię mu na to, że miejsca jest dosyć i dla niego na płocie, lecz on bierze Matulę pod rękę, mówi mi „do widzenia”! i odchodzą sobie; ja też odpowiedziałam „do widzenia” i siedzę dalej, myślę, że to żart i że oni zaraz wrócą, tymczasem widzę, że idą sobie co raz dalej i wreszcie zniknęli mi z oczu na zakręcie drogi. Posiedziałam jeszcze chwileczkę, nie wiedząc co z sobą robić i pomyślałam sobie, że jednak za niemi nie pójdę, bo oni mnie zostawili, lepiej pójdę spać i już, ale potem znowu pomyślałam sobie, że szkoda spaceru i całego wieczora zepsutego, więc poleciałam nie drogą, ale przez ogród owocowy, przez krzaki i przez płot, chcąc im zabiec drogę i obrócić to wszystko w śmiech, szłam sobie dosyć śmiało i głośno, myśląc, że oni siedzą na ławeczce nad jeziorem aż tymczasem oni siedzieli na mojem ulubionem złamanem drzewie na rogu parku i jak tylko przeszłam przez płot, pan Albert mnie zauważył i powiedział: „O, panna Janina”.

Mnie zrobiło się jakoś tak wstyd, że nie mogłam zdecydować się wyjść i tak przyczaiłam się i stoję chwileczkę w cieniu nie wiedząc co robić; wtem Matula mówi: „Chodź tu, Ninko, nam nudno bez ciebie”, ale pan Albert nic nie powiedział i to mnie powstrzymało znowu; stoję dalej cichutko, a oni tam cóś pół-głosem rozmawiają, ale co, to było niemożebnem słychać, tylko raptem słyszię znowu Matuli głos: „Ej, der Horcher an der Wand hört sein eigen Schand”[2]

Mnie tak strasznie zrobiło się przykro, gdyż ja nawet najmniejszego zamiaru nie miałam podsłuchiwać, że łzy mi stanęły w oczach i rozpłakałam się na dobre, ale byłam tak cichutko, że oni pomyśleli, że mnie nie ma i poszli szukać mnie; ja tymczasem, jak tylko oni odeszli, przelazłam przez płot i siadłam na tym drzewie zrozpaczona; zaczęłam rozmyślać jak to wszystko wyszło i byłam strasznie zła i rozżalona na pana Alberta, bo jakże można było tak mnie samą jedną zostawić - jak ja idę sama jedna na spacer, to wiem, że jestem jedna, idę sobie i robię, co mi się podoba, ale tak - wyszliśmy we troje, a raptem wziąć i jedno z tych trojga zostawić? Myślałam, że może pan Albert obraził się za to, że ja zrobiłam uwagę za te „Ahm”? Kompletnie nie wiedziałam, co o tem myśleć, jednem słowem czułam się bardzo nieszczęśliwą, opuszczoną, rozżaloną i.t.d. Księżyc cudnie świecił, lecz ja co na niego popatrzę, to mi się płakać chce i nic mnie piękność jego nie obchodzi. Siedziałam tak dlugo, długo, aż wtem słyszę zbliżające się kroki i zobaczyłam ich nadchodzących. Oni bardzo się zdziwili i zaczęli pytać mnie ci to wszystko znaczy? Opowiedziałam im cały przebieg mych myśli, a pan Albert znowu opowiedział, że jemu i do głowy nie przyszło obrażać się i że on znowu stale myślał, że ja się o coś obraziłam i zachodził w głowę, co to mogło być takiego? Myślał, że może to, że nazwał mnie egoistką. Opowiedział mi, że powiedział „do widzenia” tak sobie przez żart i myślał, że ja zaraz przyjdę za niemi, lecz gdy nie przychodziłam, to wrócili na to samo miejsce, a mnie już nie było – ja akurat poszłam do ogrodu owocowego. I w taki sposób zepsuliśmy sobie tyle przyjemnego czasu, no ale, po opowiedzeniu sumiennem z obydwuch stron, nastąpiła zupełna zgoda i jeszcze długo tego wieczoru spacerowaliśmy sobie.


- 37 -

pierwsza - poprzednia - następna - ostatnia
27 - 28 - 29 - 30 - 31 - 32 - 33 - 34 - 35 - 36 - 37  - 38 - 39 - 40 - 41 - 42 - 43