24 sierpień 1919r. niedziela.
Mieliśmy dzisiaj urządzić wycieczkę do Trok z biura, a w wozach drabiniastych i konno. [Pracuję w biurze wojskowym] Jak byłoby przyjemnie! Miała być Zula Syrokomska z mężem i jeszcze jeden oficer, Hanna, Nowakiewicz, Frydman, Małgosia Buchard, Matula i jeszcze ktoś – mieliśmy zabrać aparaty fotograficzne, tartinki itd. Aż tymczasem... Piękny piesek był Azorek, ale zdechł... Deszcz leje cały dzień jak z cebra i nie pojechaliśmy. Pewno już więcej nigdy nic nie będzie, bo w ten czwartek ja wyjeżdżam na urlop na 2 tygodnie, a potem jedzie Nowakiewicz też na 2 tygodnie, a potem będzie już późna jesień i tak całe lato zeszło bez żadnych wycieczek i letnich przyjemności. Och, jak mi już to biuro obrzydło, to coś okropnego! 7 godzin wysiedzieć bez ruchu i do czwartej być bez jedzenia to jest dość trudno! Często przesiaduję z jeszcze dłużej, bo roboty moc i przychodzę do domu o jakiej 5-ej. 6-ej wygłodniała jak wilk. Zjem obiad i niedługo robi się ciemno, nie można ani poczytać, ani pograć, bo po takim wysiedzeniu się nie chcę siedzieć jeszcze w domu, a chcę gdzieś wyładować energię i albo idę do ogródka cokolwiek robić, albo lecę na spacer, ale na spacer samej nudno! We czwarek, jak wspomniałam, jadę na urlop. Dostanę kartę służbową i darmowy bilet. Jak to świetnie! Więc korzystam i chcę pojechać do Sosnowca do wujka Adolfa, a z tamtąd może z wujkiem do Zakopanego przez Kraków. Jaka to będzie przyjemna podróż – tylko kto wie, czy to się wszystko uda, może się jeszcze cóś nieprzewidzianego stać i po wszystkiem, bo to przecie takie moje szczęście, nic mi się nie szykuje, nic nie udaje i nie idzie tak, jak bym chciała, więc i tu obawiam się, że może jeszcze się raz okaże (...) lub co nie uda.
- 41 - |